Co w sprawie aborcji zmienia decyzja Sądu Najwyższego USA ws. Dobbs przeciwko Jackson Women’s Health Organization? Zmienia wszystko, a w zasadzie to nie zmienia nic.
Paradoksy, paradoksy
„Jestem pro life, ale gdyby moje dziecko miało mieć zespół Downa, to bym poddała się aborcji”. Zdanie to usłyszałem ponad tydzień temu na Uniwersytecie Notre Dame, gdzie jeden z profesorów – cytując tę wypowiedź – opowiadał nam o specyfice amerykańskiej dyskusji dotyczącej ochrony życia nienarodzonych dzieci. Z perspektywy polskiej debaty bioetycznej sformułowanie to wzbudzać może konsternację. „Gdzie tu bowiem logika?!” – ktoś może się spytać. Jak można powiedzieć, że życie dziecka jest dla mnie ważne i jednocześnie deklarować chęć pozbawienia owego życia kogoś, kto nie może się bronić? Podobnych sprzeczności zapewne znaleźć można jeszcze więcej. Czy wpłynie na nie w jakiś sposób ostatnia decyzja amerykańskiego Sądu Najwyższego? Zmiana zdania dotyczącego aborcji zarówno na terenie USA, jak i Polski, jest zjawiskiem niezwykle trudnym. Mowa bowiem o sprawach bezpośrednio związanych z często bardzo skomplikowanymi dylematami, których rozwiązanie rzadko bywa proste. Niewątpliwie wyroki sądowe wpływają na opinię publiczną. Ta w Stanach, jak mawiają eksperci, znajduje się gdzieś pośrodku: między całkowitym zakazem przerwania ciąży a zgodą na aborcję nawet tuż przed porodem. Z całą pewnością uchylenie wyroku ws. Roe przeciwko Wade wywoła dyskusję, która – co ciekawe – już od dawna trwa. Co jednak ona w zasadzie zmieni?
Zmiany na….
Z jednej strony dokonuje się ogromna modyfikacja w prawie. To stany, a nie rząd federalny kształtować będą obecnie politykę dotyczącą aborcji. Kolejni komentatorzy zwracają uwagę, że liczne stany zdecydowały się na szeroką ochronę życia dzieci poczętych, przez co aborcja będzie w wielu miejscach niemożliwa. Warto jednak zaznaczyć, że od dłuższego już czasu w poszczególnych stanach wprowadzano istotne ograniczenia dotyczące podobnych interwencji. Mowa tutaj na przykład o konieczności odczekania z wizytą w klinice 72h, konieczności skorzystania z konsultacji psychologicznej, konieczności wysłuchania bicia serca płodu, ograniczeniu możliwości dokonania aborcji przez osoby małoletnie, itd. Po wyroku Dobbs przeciwko Jackson Women’s Health Organization poszczególne stanowe legislatury już zapewniają, że aborcja będzie de facto zakazana. To dla zwolenników działań pro life bardzo dobra informacja, ale… pojawia się drugi element.
Bioetycznie rzecz ujmując sam zakaz aborcji, bądź też jej ograniczenie to za mało. Widzimy to mocno w polskiej debacie społecznej. Orzeczenie polskiego Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 r. wywołało trzy skutki:
– aborcja eugeniczna została zlikwidowana,
– pojawiły się silne protesty społeczne,
– nie nastąpiła istotna zmiana w zakresie wsparcia rodzin, u których dzieci wykryto podejrzenie wady letalnej lub niebezpieczeństwo ciężkiej niepełnosprawności.
Pierwszy i drugi element zapewne również wystąpi w części stanów na terenie USA. Pozytywnym jest, iż w niektórych miejscach pozbawienie życia dziecka, u którego wykryto np. wady genetyczne, będzie niemożliwe. W innych – podobnie jak w Polsce – pojawią się zapewne protesty. Prawdopodobnie jednak np. w Kalifornii nic się nie zmieni, gdyż przerywanie ciąży jest mocno zagwarantowane w prawie stanowym. Czy pojawią się jakieś nowy formy wsparcia dla kobiet, które będą chciały dokonać aborcji, a nie będą mogły tego zrealizować?
W Polsce widzimy kilka zjawisk. Brak niestety istotnej zmiany polityki rodzinnej w tym zakresie doprowadził do paradoksalnej sytuacji. Ruchy pro life, widząc liczne protesty po wyroku TK, w zasadzie nie ucieszyły się z tego rozstrzygnięcia. Przeszło ono do historii jako istotne, ale nie epokowe wydarzenie. Politycy natomiast nie wprowadzili przepisów, które stanowiłyby realną przeciwwagę dla aborcyjnych propozycji. Szefowa jednego z hospicjów perinatalnych wspominała mi, że wyrok TK nie zwiększył liczby osób korzystających z pomocy jej ośrodka. Co ciekawe takich osób jest mniej, prawdopodobnie dlatego – jak twierdzi moja rozmówczyni – że niektórzy korzystają z możliwości dokonania aborcji np. na terenie niemieckich miast znajdujących się blisko granicy z Polską. W USA także może pojawić się swoista turystyka aborcyjna „ze stanu do stanu”. Jednocześnie jednak w Stanach Zjednoczonych już od dawna obserwuje się rozwój tzw. centrów wsparcia macierzyństwa, które w niektórych miejscach wypierają wręcz kliniki aborcyjne. Zgłaszające się do tych centrów kobiety, które chcą dokonać aborcji z powodu trudnej sytuacji życiowej, dzięki uzyskanemu wsparciu często zmieniają decyzję. Swoje działania owe placówki kierują również do kobiet, które dokonały aborcji i doświadczają nasilających się objawów traumy.
Idzie nowe?
Wyrok Sądu Najwyższego USA ma z całą pewnością ogromne znaczenie. Dla – także europejskich – teoretyków i praktyków prawa to jasny drogowskaz wskazujący na to, że prawo do prywatności nie może usprawiedliwić każdego działania, a koncepcja „żyjącej konstytucji” nie może być uzasadnieniem do dowolnego interpretowania przepisów. Dla społeczeństwa to jasne wskazanie, że działania pomocowe nie mogą kierować się w stronę sztucznego rozwiązania problemu w drodze aborcji, ale w kierunku realnych działań, które oparte na aktywnej obecności oraz etyce troski wspierają w rozwiązaniu często potwornie skomplikowanych dramatycznych dylematów w życiu np. zgwałconej kobiety. Żaden jednak z wyroków, żadna z sądowych decyzji (czy to pozytywnych, czy też negatywnych) nie zmienia istotnej prawdy o nienarodzonej postaci: płodu, embrionu, istoty lub osoby ludzkiej, dziecka poczętego, prenatalnego pacjenta, człowieka… a zatem szczególnego KOGOŚ.