Nazywam się Bartosz Rajski i od ponad 10 lat zajmuję się wielopłaszczyznowo prawami pacjentów. Pełnię rolę pełnomocnika do spraw praw pacjenta w jednej z większych grup medycznych w Polsce. Zajmujemy się zarówno leczeniem ambulatoryjnym, jak i szpitalnym. Poza zabiegami operacyjnymi o różnym stopniu trudności prowadzimy również leczenie zachowawcze najciężej chorych. Dlatego też, zagadnienia etyczne w kontekście praw pacjentów są nieodzowne, mimo że wcale nie pojawiają się często.
Szanowni Państwo! W 2008 roku Sejm uchwalił ustawę o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, która zebrała w jeden kompleksowy akt prawny dotychczas rozproszone regulacje. To jeden z najważniejszych aktów prawnych z zakresu ochrony zdrowia. Ustawa o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta z dnia 6 listopada 2008 r. (Dz.U.2019.1127) wprowadziła przede wszystkim urząd Rzecznika Praw Pacjenta powoływanego przez premiera. Na Rzeczniku Praw Pacjenta spoczął obowiązek dbania o przestrzeganie praw pacjentów i reagowania w każdej sytuacji, w której prawa te nie są przestrzegane.
Z tytułu tej ustawy pacjentom przysługują zarówno określone prawa, jak i obowiązki. Celem ustawodawcy było stworzenie relacji partnerskiej pomiędzy pacjentem oraz świadczeniodawcą. Moim zadaniem jako jako pełnomocnika ds. praw pacjenta jest monitorowanie przestrzegania tych zasad. Moje wystąpienie będzie miało może mniej formę wykładu, ale bardziej omówienia realnych problemów pacjentów i ich rodzin na kanwie dwóch kazusów ze styku etyki i praw pacjentów. Pierwszy przypadek jest mi bezpośrednio bliski, ponieważ dotyczy członkini mojej rodziny. Wspomniana chora miała również udzielane świadczenia w naszych placówkach medycznych, więc można powiedzieć, że uczestniczyłem w nich bezpośrednio – na każdym etapie leczenia. I to również pozwoliło mi odnaleźć trochę inną perspektywę. Dotychczas bowiem w swojej pracy stykałem się z problemami innych. Teraz mogłem lepiej zrozumieć pozycję rodzin. Jest to przykład pacjentki pani Zofii, 83 letniej chorej, która mniej więcej od wakacji 2021 roku zaczęła uskarżać się na bóle brzucha, osłabienie.
Pani Zofia trafiała do rozmaitych jednostek medycznych, począwszy od opieki ambulatoryjnej, gdzie wykonywano jej podstawową diagnostykę, taką jak badanie USG, po leczenie w miejscowym szpitalu. Pomimo że dolegliwości były dla niej coraz bardziej dotkliwe, na żadnym z powyższych etapów leczenie nie postawiono trafnego rozpoznania.
Ostatecznie pacjentka trafiła do jednego ze szpitali poza miejscem zamieszkania, gdzie rozpoznano zaawansowanego raka trzustki. Szczególnie frustrowało to, że pomimo kilkukrotnego styku z ochroną zdrowia wcześniej lekarze nie dociekli właściwych przyczyn pogarszającego się samopoczucia. Nawet w badaniu tomografii komputerowej nie potwierdzono obecności guza, dopiero powtórna analiza tego badania przez innego radiologa pozwoliło na określenie kierunku diagnostyki. Lekarze jeszcze na początku próbowali różnicować to rozpoznanie z ostrym zapaleniem trzustki. Ja oczywiście nie jestem lekarzem, jednak jako laik wiem, że zapalenie trzustki potrafi dawać podobne objawy do nowotworu trzustki. I tam właśnie potrzebne było odpowiednie różnicowanie. Wykonano później szereg badań jednak biorąc pod uwagę liczbę markerów nowotworowych (bliskich tysiąca), gdzie norma wynosiła około 30 jednostek. Zasadność rozpoznania raka trzustki nie pozostawiała żadnych złudzeń. Niemniej jednak, lekarz prowadzący przy wypisie pacjentki ze szpitala do domu namawiał nas do podjęcia dalszej walki poprzez pobranie wycinka do badania histopatologicznego i ewentualnego zabiegu operacyjnego – zabieg zwiadowczy w klinice w Warszawie. Pobranie wycinka do badania miało mieć na celu określenie konkretnego typu nowotworu. Po wyjściu ze szpitala zdaliśmy sobie sprawę z powagi sytuacji, stanu chorej, trudności w dostępie do świadczeń opieki zdrowotnej ze względu na szalejącą pandemię COVID-19. Jednocześnie pacjentka – co warto podkreślić emerytowana pielęgniarka z ponad 40 letnim stażem pracy – nie posiadała woli walki. Uważała, że dalsze zabiegi, operacje obniżą jej jakość życia, osłabią dodatkowo. Chora posiadała więc pewne wyczucie i wiedzę na temat cierpienia związanego z rakiem trzustki i jak wygląda ewentualne leczenie.
Pacjentka po wypisie ze szpitala trafiła w pierwszej kolejności pod opiekę lekarza rodzinnego, w dalszej kolejności lekarza onkologa, by ostatecznie trafić pod opiekę hospicjum domowego. Rak trzustki jest zaliczany do grupy nowotworów rzadkich. Pod względem zgonów z powodu choroby onkologicznej rak trzustki zajmuje 6 miejsce. Od chwili postawienia diagnozy rok przeżywa zaledwie 25 proc. chorych. 5 lat – już tylko 5 proc. Wcześnie wykryty i szybko zoperowany, a następnie dobrze leczony daje szanse na kilkuletnie przeżycie. Problem w tym, że ciężko go wcześnie wykryć i nie łatwo zoperować. Objawy raka trzustki są bardzo niespecyficzne i często w początkowej fazie choroby są bagatelizowane przez pacjentów. Należą do nich dyskomfort, wzdęcia, nudności, wymioty, biegunki tłuszczowe, czasami zaparcia, a także dolegliwości bólowe zlokalizowane w okolicy pleców, a więc mylone z innymi schorzeniami. W późniejszej fazie, często już w momencie pojawienia się przerzutów, pojawiają się żółtaczka, czy spadek masy ciała. Rak trzustki może też powodować nietolerancję glukozy, cukrzycę, ostre zapalenie trzustki, czy np. zakrzepicę żylną. U chorych, u których rozpoznano cukrzycę po 50. roku życia warto przeprowadzić badania wykluczające obecność raka trzustki.
Rak trzustki – tak jak to było w przypadku pani Zofii – powodował również depresję, co często jest pierwszym sygnałem choroby.
W tym momencie chciałbym omówić dylematy moralno-etyczne związane z leczeniem pani Zofii. Nie jestem lekarzem więc rozważania ściśle medyczne pozostawię specjalistom.
Pierwszy dylemat, który chciałbym z państwem omówić to decyzja co do podjęcia lub nie podjęcia działań medycznych mogących w teorii przedłużyć życie pacjentowi. Oczywiście, w tym konkretnym wypadku pojawiły się wąskie możliwości terapeutyczne, które mogłyby wpłynąć na przedłużenie życia pacjentce – chodzi głównie o chemioterapię. Pomimo braku wyniku badania histopatologicznego lekarz onkolog założył, że takie postępowanie mogłoby przedłużyć życie chorej o około rok. Szansa na to wynosiła około 50%. Biorąc pod uwagę świadomość pacjentki wynikającą z doświadczenia zawodowego, jak leczenie chemioterapeutykami wpływa na dodatkowe osłabienie pacjenta (chora i tak znajdowała się już w bardzo kiepskiej kondycji), chora po rozważeniu wszelkich za i przeciw podjęła decyzję o nie podjęciu takiego leczenia. Tutaj przechodzimy do pierwszego zagadnienia w kontekście ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta – to jest prawa do wyrażania zgody. Bez zgody pacjenta bowiem nie może być wykonane żadne świadczenie zdrowotne, szczególnie to związane z pogłębionym ryzykiem dla jego zdrowia. Z pewnością chemioterapia należy do tej grupy ryzykownych terapii.
Chemioterapia w tym wypadku miałaby prowadzić do zmniejszenia wielkości guza, a co za tym idzie dolegliwości związanych z jego obecnością. Pacjentka jednak wyraziła zdecydowaną niechęć do podjęcia tego schematu leczenia. Muszę tutaj powiedzieć, że rozmawiając z lekarzami, którzy prowadzili pacjentkę i posiadali szerszą perspektywę związaną z leczeniem oraz wątpliwościami chorej – jej decyzja została w pełni uszanowana. Żaden z nich nie naciskał, nie namawiał na podjęcie takiego leczenia. Biorąc pod uwagę niechybność pogorszenia stanu zdrowia chorej i marne szanse na to, że chemioterapia przyniesie oczekiwany efekt autonomia decyzji pacjentki została przyjęta ze zrozumieniem.
Kolejną sprawą wartą omówienia jest styk praw pacjenta z kwestiami etycznymi w leczeniu paliatywnym. Na przykładzie pani Zofii jest to kwestia podawania leków i łagodzenia cierpienia. Rak trzustki daje olbrzymie dolegliwości bólowe, często oporne na leczenie farmakologiczne (p/bólowe). Jest to często ból napadowy, przebijający, występujący pomimo właściwego leczenia bólu podstawowego. Ból przebijający może mieć charakter spontaniczny, zaskakujący dla chorego. Ból może mieć również charakter incydentalny i występować w związku z ruchami, zabiegami pielęgnacyjnymi i rehabilitacją. Nasilenia bólu mogą także występować pod koniec czasu działania opioidu albo wtedy, gdy stosowane dawki opioidu są zbyt małe. Najskuteczniejszą metodą łagodzenia bólu okazuje się neuroliza splotu nerwów otrzewnej
Oczywiście zabieg neurolizy jest inwazyjny, polega na porażeniu splotu trzewnego, co wyłącza ból. W najlepszych wypadkach nawet na rok. Tutaj oczywiście pacjentka również nie wyraziła zgody na ten zabieg. Chora głównie obawiała się pogorszenia kondycji fizycznej. Biorąc pod uwagę tę decyzję byliśmy skazani na leczenie farmakologiczne, często niezbyt skuteczne, powodujące liczne skutki uboczne – takie jak nudności, wymioty, brak apetytu, kłopoty z wypróżnianiem. Lekarka z poradni onkologicznej dodatkowo pozostawała fatalna w komunikacji, nie wspierała chorej, była pozbawiona empatii. Biorąc pod uwagę, że chora żyła w niewielkim mieście – nie było możliwości wyboru innego lekarza. Wywołało to we mnie niemałe oburzenie. Sposób rozmowy z pacjentem ciężko chorym pozostawał nie do przyjęcia. Kiedy pacjentka zaczęła zwracać uwagę lekarce na wizycie, że ma spore problemy z wypróżnianiem – lekarka stwierdziła kpiąco, że pacjenta musi się zastanowić, bo ma do wyboru dwie rzeczy albo bóle, albo zaparcia.
W rozmowie tej nie było zawarte choćby minimum empatii. Była jedną z około 50 osób oczekujących na kilkuminutową wizytę. Pacjentka po wizycie bardzo długo nie mogła się uspokoić, płakała. Była to ostatnia wizyta chorej w tamtejszej Poradni Onkologicznej.
Szanowni Państwo, ustawa o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta na gruncie art. 12 gwarantuje pacjentom prawo do leczenia bólu. Również Kodeks Etyki Lekarskiej wprost mówi o tym, że działania lekarza powinny zmierzać (szczególnie w tych stanach terminalach) do łagodzenia bólu pacjenta. Natomiast w naszej historii ponownie pojawił się problem dotyczący wyrażania zgody na udzielanie świadczeń zdrowotnych, dlatego że dla pacjenta onkologicznego widmo podania morfiny zwiastuje rychłą śmierć, dlatego maksymalnie odsuwa przyjęcie tego leku w czasie, który okazuje się jedynym skutecznym.
Myślę, że pani Zofia około miesiąc walczyła z bardzo intensywnym bólem, nie godząc się na przyjęcie morfiny. Mimo tego, że zarówno lekarz POZ, jak i lekarz z hospicjum do tego ją namawiali. Tutaj chciałbym też nawiązać do mojego przedmówcy pana Jarosława, ponieważ pan Jarosław reprezentuje hospicjum dla dzieci. Ja się spotkałem – można powiedzieć zderzyłem – z systemem opieki zdrowotnej w zakresie opieki paliatywnej dla osób dorosłych. My jako świadczeniodawca nie realizujemy opieki paliatywnej. Natomiast nie sądziłem i nie zdawałem sobie sprawy z tego, że objęcie skuteczną opieką paliatywną osób starszych jest tak trudne – mam na myśli skuteczne leczenie przeciwbólowe. Lekarz onkolog stwierdził bowiem, że nie ma możliwości przepisać silniejszych leków (opioidów) do leczenia pacjentki ze względu na brak wyniku badania histopatologicznego. Działaliśmy więc dalej na własną rękę.
Całe szczęście, że jeden z członków naszej rodziny jest lekarzem. Otrzymanie miejsca w hospicjum stacjonarnym w regionie łódzkim graniczyło z cudem, ponieważ de facto jest jeden taki ośrodek w Łodzi oraz dwa oddziały opieki paliatywnej na terenie województwa łódzkiego. W oddziale paliatywnym natomiast zostaliśmy przywitani komunikatem, że można rozważyć przyjęcie do oddziału opieki paliatywnej, pod warunkiem, że na podstawie przeprowadzonego badania lekarz stwierdzi, że pacjent nie będzie żył dłużej niż 3 miesiące. To nas zmroziło. Z resztą we wspomnianym ośrodku i tak nie było wolnych miejsc, a pacjentka nawet nie chciała słyszeć o leczeniu w takim miejscu.
Mając na uwadze powyższe spróbowaliśmy innych możliwości – mianowicie hospicjum domowego. W pierwszym kontakcie sympatyczna pani poinformowała mnie telefonicznie, że wpisuje nas na listę oczekujących do przyjęcia do hospicjum domowego. Oczywiście zasady list oczekujących były dla mnie zrozumiałe. Natomiast w tym przypadku, gdzie nie radzimy sobie kompletnie z bólem stanęliśmy pod ścianą. Oddziały szpitalne pacjentki nie chcą przyjąć do leczenia. Lekarz onkolog nie przepisze morfiny, bo nie ma rozpoznania histopatologicznego. Ale jakimś cudem udało się przyspieszyć przyjęcie pod opiekę hospicjum domowego. Opieka ta jednak tylko w stopniu minimalnym odciążyła rodzinę w całodobowej, intensywnej opiece nad chorą. Personel hospicjum domowego pozostawał bowiem do naszej dyspozycji paręnaście minut w ciągu dnia, natomiast ciężar opieki nad pacjentką spoczywał na rodzinie – pani Zofia akurat była osobą samotną, bo jesteśmy dalszą rodziną, nie miała swoich dzieci.
W dalszej kolejności chora podczas wizyty w toalecie doznała udaru i upadła. Trafiła na oddział neurologii na dwa tygodnie. Przez ten okres nie otrzymywała leczenia przeciwbólowego w oddziale. Lekarz prowadzący poinformował nas, że oddział neurologii nie jest od tego, aby leczyć dolegliwości bólowe związane z rakiem trzustki. Jakkolwiek wyda się to nieprawdopodobne, pacjentka przyjmowała leki na własną rękę w oddziale neurologii.
Szanowni Państwo, jeszcze chciałbym powiedzieć kilka słów odnośnie do kwestii etycznych związanych z opieką paliatywną w kontekście prawa pacjentów do informacji. Oczywiście, prawo do informacji jest zawarte w ustawie o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta. Naczelną zasadą jest to, żeby informacja skierowana do pacjenta była przekazana w sposób zrozumiały i przystępny, a język dostosowany do możliwości rozumienia pacjenta. Jeżeli pacjent zastrzega sobie, że nie chce otrzymywać informacji na swój temat, szczególnie związanych z ciężkim stanem swojego zdrowia i braku pomyślnych rokowań – lekarz powinien tę wolę uszanować. Dobrym, praktycznym rozwiązaniem jest również stopniowanie przekazywania informacji, najlepiej przy udziale psychologa. Niestety, dostęp do wsparcia psychologicznego nie zawsze jest taki jak być powinien. Decyzja o nie przekazywaniu pewnych informacji przez lekarza (autonomiczna) dotyczy tylko sytuacji, w których taka informacja niosłaby uzasadnione ryzyko pogorszenia stanu zdrowia pacjenta. W przypadku pani Zofii informacje były przekazywane właśnie etapowo. Nie informowaliśmy chorej wprost, że mamy do czynienia z ewidentnym rozpoznaniem raka trzustki, co z resztą było prawdą w kontekście braku badania histopatologicznego.
Można powiedzieć, że w pewien sposób oswajaliśmy pacjentkę z tą myślą, żeby nie wywołać efektu szoku i w którymś momencie ona już sama, jakby nie pytając nas, być może nie chcąc stawiać nas w niekomfortowej sytuacji de facto sama mówiła o tym, widząc, że stan się pogarsza, że to jest takie rozpoznanie i już nie ma za bardzo szans ratunku. Finalnie zdecydowaliśmy się podać pacjentce morfinę już w momencie, kiedy jej świadomość była mocno ograniczona. To również jest jedno z prawnych i etycznych zagadnień. Co w sytuacji, jeżeli pacjent nie wyraża zgody na podanie leku? Tutaj kierowaliśmy się subiektywnym dobrem pacjenta. To od razu Państwu powiem, mimo że pacjentka będąc świadomą nie chciała tej morfiny przyjmować, to po ograniczeniu świadomości chorej i olbrzymim bólu, nie dającym się pokonać opioidom – zdecydowaliśmy się podać morfinę (pod kontrolą lekarza z hospicjum).
Szanowni Państwo, pięknie dziękuję, że miałem szansę podzielić się z Państwem historią, która ma dla mnie wymiar bardzo osobisty, a jednocześnie jest świetną przyczyną do rozważań o dylematach etycznych w kontekście ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta.
Szanowni Państwo, drugi kazus, który chciałbym dziś z Państwem omówić dotyczy jednej z pacjentek oddziału covidowego stworzonego w jednym ze śląskim szpitali, z którym mam przyjemność na co dzień współpracować.
40-letnia mieszkanka śląska (pani Anna) początkowo cierpiała na objawy przypominające przeziębienie, leczyła się we własnym zakresie w domu. Pani Anna przyjmowała popularne środki przeciwbólowe, starała się więcej odpoczywać, mimo że przy dwójce małych dzieci to spore wyzwanie.
Pomimo leczenia domowymi sposobami samopoczucie chorej stawało się coraz gorsze. Postanowiła wybrać się do lekarza rodzinnego. Po wykonaniu badania oraz testu COVID, który okazał się pozytywny, chora ze względu na narastające duszności i osłabienie została skierowana na oddział covidowy. Po dwóch dniach leczenia w oddziale covidowym, ze względu na dalej pogarszający się stan zdrowia (spadek saturacji i duszności) chora została przeniesiona na covidowy oddział anestezjologii i intensywnej terapii, który akurat dysponował wolnym miejscem.
Niezmiernie istotnym, a jednocześnie trudnym etycznie i moralnie problemem pandemii COVID-19 było przygotowanie się do potencjalnego wyczerpania zasobów systemu ochrony zdrowia w sytuacji lawinowo rosnącej liczby chorych wymagających intensywnej opieki. Dwa aspekty, które wymagały analizy przy terapii w warunkach OAIT dotyczyły racjonalnego podejścia do wskazań stosowania pozaustrojowej przezbłonowej oksygenacji krwi (ECMO) oraz stosowania protokołu terapii daremnej.
Zważenie tych dwóch aspektów powinno pomóc personelowi w ocenie kiedy i jakiemu pacjentowi zasadne jest użycie terapii respiratorem. Polska znajdowała się w fazie szybkiego zwiększenia się liczby zachorowań na COVID-19, z czym zmagały się Włochy. Trzeba przy tym zaznaczyć, że w porównaniu z realiami włoskimi możliwości polskich OAIT były proporcjonalnie mniejsze, a dostępność środków ochrony osobistej w wielu szpitalach niewystarczająca. Szacowało się, że 5-10% pacjentów z COVID-19 wymaga intensywnej terapii, a duża ich część ma szanse na wyzdrowienie. Dlatego tak ważne było odpowiednie zabezpieczenie jak największej liczby łóżek intensywnej terapii i odpowiedzialne nimi zarządzanie.
Praca anestezjologów oraz personelu pielęgniarskiego w oddziale anestezjologii i intensywnej terapii dla chorych COVID była szczególnie trudna, pod wieloma względami. Biorąc pod uwagę, że na oddział byli przyjmowani najciężej chorzy personel miał świadomość, że część chorych niestety nie ma szansy na powrót do zdrowia. Panujący wówczas reżim epidemiologiczny, konieczność wykorzystywania specjalnych strojów ochronnych powodowały, że praca personelu była szczególnie wyczerpująca.
Stan pani Anny szybko się pogarszał, duszności narastały. Personel medyczny miał świadomość (po wykonaniu badań obrazowych), że szanse na wyleczenie chorej maleją biorąc pod uwagę stan jej płuc. Całość obrazu klinicznego nie pozostawiało złudzeń, że pacjentka będzie musiała zostać podłączona do respiratora. Co istotne, w przypadku chorych na covid następuje inny mechanizm niż u pozostałych chorych z niewydolnością oddechową. Otóż u chorych na covid nie następuje retencja dwutlenku węgla w płucach, co powoduje, że chorzy pozostawali w pełni świadomi pomimo duszności i walki o każdy oddech.
Podłączenie respiratora w takich wypadkach miało więc wymiar również etyczny, polegający na stosowaniu zasad humanitaryzmu i prawa do godnego umierania. Terapia respiratorem bowiem – tak jak to było w przypadku pani Anny – nie miała na celu poprawy jej stanu zdrowia lecz zapobiegała uduszeniu się pacjentki przy zachowaniu pełnej świadomości.
W przypadku właśnie innych chorób, jak przewlekła obturacyjna choroba płuc, odbywająca się w płucach retencja dwutlenku węgla powodowała, że chory zanim zaczął się dusić miał ograniczoną bądź wyłączoną świadomość.
U pani Anny podjęto decyzję o podłączeniu respiratora. Szpital dysponował wolnym urządzeniem, co pozwoliło uniknąć dylematów związanych z jego pozyskaniem i wyboru pomiędzy innymi chorymi.
Pomimo panującego wówczas olbrzymiego zagrożenia epidemiologicznego, realizując prawo pacjenta do kontaktu z osobami bliskimi, ordynator oddziału wydał zgodę (przy zastosowaniu wszelkich zasad ochrony) na odwiedziny rodziców chorej. W przypadku Oddziałów Anestezjologii i Intensywnej Terapii oraz Oddziałów o tzw. wzmożonym nadzorze, których specyfika wymusza izolowanie chorych, odwiedziny mogą mieć miejsce jedynie po uzyskaniu zgody od lekarza prowadzącego lub lekarza dyżurnego. Jednocześnie pacjentka miała udostępniony kontakt z dziećmi poprzez tablet.
Realizując prawo pacjenta do informacji lekarz prowadzący musiał poinformować panią Annę i jej rodzinę, że to jest ten moment, kiedy należy podłączyć respirator, dlatego że płuca pacjentki nie są w stanie dalej pracować bez wsparcia respiratora. Pacjentka zmarła w drugiej dobie po podłączeniu do respiratora.
Szanowni Państwo, podsumowując, intensywne leczenie chorych COVID z postępującą niewydolnością płuc stwarzało szereg dylematów etycznych w kontekście ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta. Począwszy od decyzji dotyczących ustalania priorytetów, sprawiedliwego racjonowania i alokacji ograniczonych zasobów, które powinny się opierać na kryteriach medycznych, czyli wynikających z życiowej lub zdrowotnej potrzeby zastosowania danej technologii oraz jej prognozowanych pozytywnych skutków (korzyści) dla życia i zdrowia pacjenta kończąc na zagadnieniu uporczywej terapii.
Możliwość podjęcia w stanach terminalnych decyzji o odstąpieniu od uporczywej terapii i rezygnacji ze środków nadzwyczajnych na podstawie oceny szans leczniczych przewiduje polski Kodeks Etyki Lekarskiej (art. 32). Nie zwalnia ona lekarza z wysiłku zapewnienia choremu humanitarnej opieki terminalnej i godnych warunków umierania ani z troski o jakość kończącego się życia (art. 30).
Również ustawa o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, a konkretnie Prawo do poszanowania godności obejmuje także prawo do godnego umierania. Jeżeli pacjent znajdzie się w stanie terminalnym, ma prawo do świadczeń zdrowotnych zapewniających łagodzenie bólu i zminimalizowanie cierpienia innego typu.
Dziękuję serdecznie za uwagę!